Rób to, co Cię uszczęśliwia. Bądź z kimś, kto sprawia, że się uśmiechasz. Śmiej się tyle, ile oddychasz i kochaj tak długo, jak żyjesz"

Mittwoch, 10. Oktober 2012

Herbstzauber



Herbstzauber to ta roślinka
przed wejściem do naszego domu:-)

Małe ozdobne dynie
to prezent
od mojej znajomej, Ramony -
Holenderki z pochodzenia,
a z zamiłowania ogrodniczki zajmującej się
pszczelarstwem (ma własną pasiekę)
i opieką nad jeżami
(na jej balkonie będą zimować w tym roku trzy jeże).

Bardzo fajna, przesympatyczna babeczka.
No i mama Emmy z przedszkola Najmłodszego!
Po kilku spotkaniach od wiosny tego roku
(podczas których Maluchy bawią się ze sobą,
my wypijamy morze kawy,
obchodzimy wszystkie zakątki
w naszym ogrodzie i parku,
planujemy co gdzie posadzić i jak zaaranżować
moje przyszłoroczne rabaty,
albo gdzie staną jej ule na przyszłą wiosnę)
mogę śmiało stwierdzić,
"kiełkuje" z tego coś bardzo fajnego:-)))

Dienstag, 9. Oktober 2012

Latawiec

Nieee, nie zrobiłam go sama. Ani mój Ka. Nie mielibyśmy kiedy - choć nie powiem - marzy mi się taki prawdziwy, zbity z listewek, oklejony kolorowym papierem, z kokardami z bibuły nanizanymi na długi sznurek - ogon....

Zabawa była wczoraj przednia, choć latawiec taki prawdziwie komercyjny, kupiony w realu albo w lidlu, fioletowy, z motywem disneyowskiego Kubusia Puchatka. Nawet go tu nie pokażę.

Ale moje Maluchy!!! Złotowłosa - jakby się z latawcem urodziła i od urodzenia nic innego nie robiła, tylko latawca puszczała:-)




Nawet Papa miał uciechę z tej zabawy. Trochę się naganiał po polu, kiedy Najmłodszy - uparłszy się uprzednio, że "on też" - puścił latawca w powietrze hahaha.




Uzupełniam notatkę o następującą wiadomość: Ka. Nie za bardzo miał ochotę wczoraj na puszczanie latawca z Maluchami. Miał zaplanowane coś do zrobienia, ale ostatecznie przekonała go Najstarsza, stwierdzając ze smutkiem: "a ze mną to nie puszczałeś latawca.... idź z nimi, oni będą pamiętać, że puszczali z tobą latawca na polu kukurydzy". No i dał się przekonać:-)))

Montag, 8. Oktober 2012

Jesienne głogowe wianuszki



Od Flory wiem, z czego te wianki uwiłam -
 początkowo myślałam, że to jakaś odmiana rajskich jabłuszek, 
ale Flora - popatrzywszy na me wytwory okiem wytrawnej florystki - 
stwierdziła, że to głóg jednoszyjkowy. 
Dzięki Basiu za podpowiedź. 

Zrobiłam je w zeszłą niedzielę.
Sztuk trzy.

30 września. 
To dzień urodzin mojego Taty. 
Gdyby żył, skończyłby 70 lat.
Tak sobie plotłam i o nim myślałam:-)))

Jeden - największy - zawisł na naszych drzwiach wejściowych







W drugi wplotłam gałązki bukszpanu.
Ten wianek powiesiłam
na drzwiach do warsztatu mojego Ka.







A trzeci powędrował do mamy szefa mojego Ka.
- do babci Hedwig.
Na poprawę nastroju i z życzeniami zdrowia, 
bo kilka dni temu wróciła ze szpitala
po operacji usunięcia guza piersi.


Pozdrawiam serdecznie i miłego poniedziałku 
Wam wszystkim życzę:-)
U mnie piękna słoneczna pogoda,
lekki wiaterek.
Jak Maluchy wrócą z przedszkola, 
pójdziemy popuszczać latawca!

Sonntag, 7. Oktober 2012

Wracam...

po długiej - letniej - nieobecności. 
Jak wyjechałam w połowie lipca,tak do teraz naprawdę trudno było mi znaleźć 
wolną chwilę na mojego bloga. 

Tak naprawdę, to liżę rany... na duszy.
Po powrocie 12 sierpnia w niedzielę 
z naszych wielkich polskich wakacji, 
które trwały 4 piękne długie tygodnie, 
po spędzeniu kilku dni w domu, 
zadzwonił w sobotę 18 sierpnia telefon - o 7.15.
Prawdę powiedziawszy, zawsze bałam się takiego telefonu,
tego, że ktoś zadzwoni
i przekaże
mi smutną i straszną wiadomość.

Zmarł mój Tata. 

Zapakowałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy,
i razem z Najstarszą i Starszomłodszą
pojechałyśmy z powrotem do Polski.

Tym razem na
pogrzeb.

Nie wiem jak dałam radę pokonać drogę do domu w Polsce.
Nie wiem jak przeżyłam te smutne dni.
Nie wiem, jak wróciłam do domu w Niemczech.

Ciągle jest mi ciężko - ale trzeba żyć dalej.
Jak napisała moja przyjaciółka, 
słońce nadal wschodzi i zachodzi, 
a dzieci śmieją się i chcą się bawić - 
rzekomo czas leczy rany.
Moje jeszcze się nie zabliźniły....

Zdaję sobie sprawę, 
że nie będę w stanie w ciągu kilku dni nadrobić zaległości, 
zresztą nie po to dziś robię ten wpis - 
ale na pewno troszeczkę cofnę się w czasie. 

Wracam do blogowania wiankiem, 
który powstał dla mojej bardzo dobrej znajomej - 
Kathleen,
która podobnie jak ja - jest zwariowana
na punkcie takich naturalnych
DEKORACJI.

Do jego wykonania użyłam patyków, szyszek i duperelek
znalezionych tylko i wyłącznie 
w naszym parku:-)))




Dzisiaj byliśmy na wspólnym pięknym spacerze,
w przecudnym złotym lesie - niemiecka jesień też jest 
ZŁOTA i PIĘKNA!!!
(tak naprawdę to jesień zaczęła się 
dla mnie właśnie dziś - 
to pierwszy słoneczny dzień u nas
od 22 września). 
Do tej pory tylko lało - jak z cebra dosłownie.

I żegnam się dzisiaj kasztanami, 
oczywiście z naszego parku, pozbieranymi przez
Najmłodszych - mieli przy tym ogromną frajdę:-)