Rób to, co Cię uszczęśliwia. Bądź z kimś, kto sprawia, że się uśmiechasz. Śmiej się tyle, ile oddychasz i kochaj tak długo, jak żyjesz"

Mittwoch, 30. Mai 2012

Pogoda u nas ostatnio piękna, słońce świeci nieustannie, a temperatury tak wysokie, że nie sposób siedzieć w ogrodzie. Szukamy więc zacienionych miejsc, żeby chwilę odetchnąć. Dzisiaj pokażę jedno z moich ulubionych miejsc - nie przeszkadza mi stara cegła muru, odrapana farba dookoła okien i wejścia, stare oblazłe z farby okna - "upiękniłam" to miejsce pelargoniami w skrzynkach i donicach, zardzewiałą zawieszką, odnowionymi kołami od wozu drabiniastego i przytulnym patchworkiem w pastelowych kolorach oraz miękkimi poduchami, które niedawno jakoś tak same się uszyły, ale pokażę je dopiero w następnym poście:-)))


Wejście do naszego domu usytuowane jest od północy, dlatego też mamy tu tak przyjemny w upalne dni cień. Tu czasami bawią się maluchy (jeśli nie są akurat w przedszkolach albo nie siedzą w piaskownicy), tu siedzę z moją filiżanką gorącej kawy albo szklanką zimnej wody, tu jemy lody, czytamy i po prostu miło spędzamy czas.





Montag, 28. Mai 2012

MATSCHE-PUMPE...



 ... to określenie w przedszkolach moich najmłodszych dzieci na zabawę ... UWAGA ... w błocie. Jak o tym usłyszałam, byłam wstrząśnięta - ze zdziwienia oczywiście. Jak to - dzieci mogą bawić się w błocie? Przecież one są wtedy niemiłosiernie brudne. Co na to panie wychowawczynie??? - pytałam z ogromnym niedowierzaniem (uboga o nasze polskie przedszkolne doświadczenia raczej negatywne) moją Najstarszą, która w przedszkolu Złotowłosej, ale w innej grupie, odbywa swoją praktykę. "Tak, mamuś, zobacz zdjęcia" - więc obejrzałam i zatkało mnie z zachwytu. Że dzieci mogą tutaj bawić się naprawdę beztrosko - zresztą popatrzcie sami, co robią. Jak na wakacjach, na nadmorskiej plaży:-) zakopują się w piasku, oblewają wodą, i brudzą się niemiłosiernie. Czegoś takiego nie było w naszym polskim przedszkolu (chyba do końca życia już zostanie mi to porównywanie), a polska pani wychowawczyni chyba by zawału dostała, gdyby to zobaczyła:-)))




W upalne dni wszyscy już od 8.00 rano są w ogrodzie i na placu zabaw. Wszelkie zajęcia wewnątrz budynku są przełożone na późniejszy czas - gdy przyjdzie brzydka pogoda. Wychowaczynie wychodzą z założenia, że dzieci i tak sporo czasu spędzają w murach przedszkola jesienią i zimą, że kiedy tylko nadejdzie lato, wszyscy TANKUJĄ SŁOŃCE. Taras jest częściowo zadaszony - dachem z żółtego nieprzemakalnego brezentu, który można - w zależności od potrzeb dzieci i uznania wychowawczyń - zsuwać albo rozsuwać na specjalnym stelażu. Dzieci mają w ogromnej piaskownicy zamontowaną POMPĘ Z WODĄ - ze specjalną konstrukcją do "prowadzenia wody", a na koniec - dla wszystkich brudnych, zmęczonych i bardzo szczęśliwych dzieci włączana jest podlewaczka na trawniku - dzieciaki wskakują pod nią i zmywają z siebie błoto:-) Przed przyjęciem Złotowłosej do przedszkola dostaliśmy ulotkę informacyjną, a w niej m.in. stało: "W naszym przedszkolu dzieci MOGĄ się wybrudzić, dlatego prosimy nie ubierać dzieci w najlepsze i najdroższe ubrania - one niech poczekają w domowej szafie na "lepszą"okazję do założenia:-). Złotowłosa zabrała do przedszkola 2 stroje kąpielowe (mamy je jeszcze po Starszomłodszej), żeby po poskakaniu pod podlewaczką  i osuszeniu się nie ubierać bluzek i spodni. Czapkę też ma , ale gdzieś spadła w ferworze zabawy:-)






Sonntag, 6. Mai 2012

Za nami pracowity weekend

Wprawdzie wczoraj lało jak z cebra, wywieszone pranie zmokło na ogrodowym pająku i ostatecznie wylądowało w suszarce, my przemokliśmy do suchej nitki, czyli do majtek, w kaloszach nam woda chlupała, ale dziś od rana - pomimo dżdżu - działaliśmy w ogrodzie. Dokończyliśmy ogrodzenie, wkopaliśmy ostatnie deski zabezpieczające przyszłe uprawy przed podkopami dzikich królików, naciągnęliśmy siatkę dookoła warzywniaka, na ogrodowe ścieżki wyłożyliśmy grube podkłady kolejowe, a JA - cała dumna zagrabiłam moje grządki. Ziemia lepiła mi się niemiłosiernie do grabi, ale musiałam, no po prostu musiałam ją zagrabić.

Tydzień temu przyjechał do nas do pracy Karol (Ka2), więc mam teraz dwóch wykonawców moich   ogrodowych planów. Razem z moim Ka (Ka1) oczyścili i powiesili na murze nasze koła od starego drabiniastego wozu - mój Ka. dostał je wieki temu od pewnego znajomego czy może kupił za skrzynkę piwa - no, nieważne. Ka. je wówczas odnowił - oczyścił z zanieczyszczeń wszelakich, pomalował i przeleżały sobie parę lat w naszym garażu w PL. Gdy się przeprowadzaliśmy do Niemiec, koła przyjechały do nas z Polski wraz z resztą naszego dobytku. Tutaj znaleźliśmy dla nich idealne miejsce - pokażę je w nowym miejscu, jak jutro posadzę ostatnie pelargonie w skrzynki. A na razie koła jeszcze w Alte Brennerei - czyli naszej rupieciarni... stary warsztat z wydeptanymi schodami na strych, ze starym  zardzewiałym imadłem, stare narzędzia, śruby i zwoje starego zardzewiałego drutu :-)