Rób to, co Cię uszczęśliwia. Bądź z kimś, kto sprawia, że się uśmiechasz. Śmiej się tyle, ile oddychasz i kochaj tak długo, jak żyjesz"

Freitag, 8. April 2011

Słoiczki na przyprawy


Słoiczki z przezroczystego szkła, o fikuśnie skrzywionej formie, ustawione w ślicznym metalowym stojaczku, który można też powiesić na ścianie albo na szafce - na przyprawy lub inne różne "przydasie" - nie jest, niestety, moją własnością. Należą do mojej Siostry, stoją w kuchni mojej Mamy, a mnie się szalenie podobają - więc je sobie sfotografowałam. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś wyszukać podobne na jakimś pchlim targu. Okazja chyba się niedługo nadarzy, bo K. zmienił pracę - i najprawdopodobniej w lecie do niego dołączymy - ale na razie cicho, żeby nie zapeszyć, na razie oceniam drugą partię projektów - muszę przyznać, że to bardzo interesujące nowe doświadczenie. Interesujące, ale i czasochłonne - znów weekend zajęty ślęczeniem przy komputerze, może choć na spacer uda nam się wyjść.

U mnie wiosna na całego, mimo, że dziś pogoda paskudna i bardzo wieje.  Popołudniami już nie da się nic zrobić, Złotowłosa chce być tylko w ogrodzie i biegać, grać w piłkę, huśtać się.  Za żadne skarby nie mogę jej zatrzymać w domu. Nie daje się skusić ani na lody, ani na bajkę w TV. Ale to dobrze, niech łyka świeże powietrze, bo zimą dużo chorowała i nie wychodziła zbyt często. Chyba też najwyższy czas przygotować nasz letni pokój na tarasie. Muszę po niedzieli umyć krzesła i stół. Aaa, i jeszcze centrum ogrodnicze odwiedzić i jakieś wiosenne kwiatki w donice posadzić. Jak ja lubię wiosnę i taką wiosenną robotę!!!

Donnerstag, 7. April 2011

Wiosennie i prawie świątecznie. Z pewnością konkretnie:-)


Zarówno kurę na jajka, jak i wianek z wydmuszek już pokazywałam na moim blogu. Nowe jest tylko zdjęcie kaczki w wydmuszce strusiego jaja. Powoli wytaszczam ze strychu pudła z akcesoriami wielkanocnymi. Niektóre będzie można wykorzystać po raz kolejny, inne już się nie nadają. Ale skorupy ze strusich jaj jak co roku będą wykorzystane do świątecznych dekoracji.  Mamy znajomego, który kilka lat tamu założył hodowlę tych wielkich ptaków. Byliśmy latem zobaczyć i przy okazji dostałam wydmuszki. A swoją drogą, jakie to niesamowite, że maleńki ptaszek rozbije taką twardą skorupę od środka, my natomiast - żeby dostać się do zawartości musimy użyć wiertarki. Leszek (czyli nasz znajomy) chciał mnie nawet obdarować całym jajem, ale grzecznie podziękowałam - nie byłabym w stanie go przełknąć, ani w postaci jajecznicy, ani ugotowanego, ani w żaden inny sposób. Dziwna ta moja głowa, że jak już sobie coś ubzdura, to nie ma zmiłuj - nic ani nikt mnie nie przekona. A dlaczego? No wiem to po prostu i już. Mama i siostra Leszka zaprosiły nas na kawę i ciasto. Wyglądało przepysznie, ale co z tego? Upieczone na strusim jaju stanęło mi w gardle, omal się wówczas nie udusiłam. Nawet nie wiedziałam, że tak zareaguję. No nie mogłam i już. To już moje dzieci się lepiej zachowały - jako rasowe łasuchy "wtranżoliły" strusi placek, aż im się uszy trzęsły. Mama znajomego była zachwycona "ach jak im wspaniale smakuje, bo nasza Asia (wnuczka) to taki niejadek. Niczego nie lubi, ani słodkiego, ani konkretów...." No tak, moje dzieci lubią wszystko - i słodkie, i konkrety, i wszystko inne, co pomiędzy słodkim i konkretami.

A tak w ogóle to miałam dzisiaj świetny dzień. Świeciło piękne słońce, na popołudniowej wywiadówce u Starszomłodszej pan zbytnio nie narzekał, nawet chwalił, a rano po śniadaniu znalazłam pierwszego ząbka u Najmłodszego. Na śniadanko zjadł kaszkę malinową, popił herbatką, a potem chwycił mnie za rękę i ... ugryzł. Zabolało mocniej, niż zwykle, więc sprawdziłam i okazało się, że jest - najprawdziwszy z prawdziwych, bielutki ząbek. Ale radość. Co sobie o tym pomyślałam, to mi się śmiać chciało - a Najstarsza tak bardzo chciała go znaleźć. Głównie chyba z pobudek czysto finansowych. Usłyszała od kogoś, że znalazca zostanie obdarowany kwotą pieniężną w wysokości pięciu dych...