Rób to, co Cię uszczęśliwia. Bądź z kimś, kto sprawia, że się uśmiechasz. Śmiej się tyle, ile oddychasz i kochaj tak długo, jak żyjesz"

Mittwoch, 24. Februar 2010

Wianek z wydmuszek



Foto © by Matys


Niedługo WIELKANOC. W naszym ogrodzie śnieg już prawie w całości stopniał. Dziś powędrował na strych ostatni karton z ozdobami bożonarodzeniowo - zimowymi. Wprawdzie zniknęły one z naszego domu już kilka tygodni temu, starannie zapakowane w stare gazety czekały, aż ktoś zmiłuje się i otworzy właz na strych. Ja osobiście strasznie nie lubię tam wchodzić. No ale dziś musiało się to stać - zostałam w domu ze względu na chorobę - przeobrzydliwe zapalenie oskrzeli, a że spokojnie uleżeć nie mogę i ciągle coś grzebię, więc padło na pudła.


Zniosłam na dół kilka kartonów z cudami wiosenno - wielkanocnymi. W jednym z nich znalazłam mój wianek z wydmuszek - barwionych w łupinach cebuli i już trochę nadgryziony przez ząb czasu (albo nawet potrącony przez toczące się koło historii) - zrobiłam go w 2004 i w dwóch miejscach już się wykruszył. Ale to nic - zrobię nowy, bo to i szybka i łatwa robota (w zeszłym roku uczyłam panie z naszego KGW, jak go zrobić). Tylko, że w tym roku zrobię sobie ten wianek z przepiórczych jajek.

Potrzebne materiały i przybory:
  • ok. 10 wydmuszek w różnych odcieniach brązów
  • siano i kilka "trawek" rafii
  • ok. 1 m drutu (nie za miękki i nie za twardy, taki żeby trzymał formę koła i żeby końce można było swobodnie ze sobą pozaginać nie łamiąc wydmuszek
  • pistolet na gorący klej

Wykonanie jest bardzo proste: najpierw trzeba zrobić małe, kilkucentymetrowe "snopki" z sianka, przewiązać je po środku rafią i następnie nadziać wszystko naprzemiennie na drut - jajko - sianko - jajko - sianko. Ja - zanim jeszcze zacznę formować koło, sklejam wszystko ze sobą gorącym klejem - można wtedy tak ułożyć wydmuszki na drucie, żeby nie było widać ewentualnych zbyt dużych otworów w jajkach, no i wtedy wszystko trzyma się "na wieki wieków". Po świętach wystarczy go zapakować do pudełka po butach i śmiało może sobie czekać do następnej Wielkanocy.

Sonntag, 21. Februar 2010

No i uszyłam - przybornik krawiecki

Długo nie miałam się gdzie podziać z moimi przyborami, ciągle wymyślałam różne schowki w pudełkach i koszyczkach na szydełka, nożyczki, igły itp., a i tak gdy coś było potrzebne, musiałam szukać. Wiosna idzie, więc i u mnie trochę wiosennie - przybornik z aplikacjami kwiatków w doniczkach. Światło fatalne, mimo że piękna dziś pogoda na dworze, ale aparat też nie najlepszy, więc efekt końcowy tylko taki jak widać.











Donnerstag, 18. Februar 2010

Będę szyć...


Foto © by Matys

... z tkanin w moich ulubionych kolorach.
 Przed Bożym Narodzeniem zaczęłam szyć z tych materiałów serduszka na choinkę - miały być dla całej rodziny - dla Mamy, dla jednej siostry, drugiej, trzeciej... Cóż, kiedy czasu starczyło mi tylko na 9 sztuk. Może na następną Gwiazdkę się wyrobię. A tymczasem wpadło mi do głowy coś fajnego, jednakże nie zdradzę, co to, póki to coś nie powstanie. Wiosna za pasem, dziś pięknie zaświeciło słonko u mnie, z dachu woda poleciała ciurkiem - zachciało mi się czegoś wiosennego. Od razu lepiej na duszy, i dzień trochę dłuższy od grudniowego...

Serduszka z choinki powędrowały na drzwi witryny - barku, na klucze i klamki w drzwiach i nadal cieszą, choć święta już dawno się skończyły.



Foto © by Matys

A tak prezentowały się na naszej choince



Foto © by Matys

Czy znacie tę bajkę o miłości?

Tekst ponizszej bajki dostałam od mojej Najstarszej Licealistki - ona z kolei dostała go od pani pedagog na zajęciach ich grupy wolontariackiej - chyba tak a propo minionych kilka dni temu Walentynek. Nie mam pojęcia kto jest autorem, ale bardzo mi się spodobała, więc ją tu sobie wkleję. Zapraszam do naprawdę miłej lektury:-)
Powiadają, że pewnego razu spotkały się na Ziemi wszystkie ludzkie cechy i uczucia. Gdy Znudzenie osentacyjnie ziewnęło po raz trzeci, Szaleństwo – jak zwykle obłędnie dzikie – zaproponowało: - Pobawmy się w chowanego!

Intryga, niezmiernie zaintrygowana, uniosła tylko lekko brwi, a Ciekawość, nie mogąc się powstrzymać, spytała z typowym dla siebie zainteresowaniem: - W chowanego? A co to takiego?

- To zabawa – wyjaśniło żywo Szaleństwo – polegająca na tym, że ja zakryję sobie oczy i powolutku zacznę liczyć do miliona. W międzyczasie wy wszyscy dobrze się schowacie, a gdy skończę liczyć, moim zadaniem będzie was odnaleźć. Pierwsze z was, na którego kryjówkę trafię, zajmie moje miejsce w następnej kolejce zabawy. Podekscytowany Entuzjazm zaczął tańczyć w towarzystwie Euforii, Radość podskakiwała tak wesolutko, iż udało jej się przekonać do zabawy Wątpliwość oraz Apatię, której dotychczas nigdy nie udało się niczym zainteresować. Jednakże nie wszyscy chcieli się przyłączyć. Prawda wolała się nie chować, w końcu i tak zawsze ją odkrywano. Duma stwierdziła, że zabawa jest głupia, ale tak naprawdę w głębi duszy gryzło ją, że pomysł tej świetnej zabawy wyszedł od kogoś innego. Tchórzostwo z kolei nie chciało ryzykować.
- Raz, dwa, trzy... - zaczęło liczyć Szaleństwo.

Najszybciej schowało się Lenistwo, osuwając się za pierwszy lepszy napotkany kamień. Wiara pofrunęła do Nieba, a Zazdrość ukryła się w cieniu Triumfu, który z kolei wspiął się o własnych siłach hen! na sam szczyt najwyższego drzewa. Wspaniałomyślność długo nie mogła nie znaleźć dla siebie odpowiedniego miejsca, gdyż wszystkie kryjówki wydawały jej się idealne dla przyjaciół: krystalicznie czyste jezioro było wymarzonym miejscem dla Piękności, dziupla – w sam raz dla Nieśmiałości, motyle skrzydło stworzono dla Zmysłowości, powiew wiatru okazał się natomiast najlepszy dla Wolności. W końcu Wspaniałomyślność schowała się za promyczkiem Słońca. Z kolei Egoizm znalazł sobie, jak sądził, wspaniałe miejsce: wygodne i przewiewne, a co najważniejsze – przeznaczone tylko i wyłącznie dla niego.

Kłamstwo schowało się na dnie oceanów, a może skłamało i tak naprawdę ukryło się za tęczą? Pasja i Pożądanie w porywie gorących uczuć wskoczyli w sam środek wulkanu. Niestety, wyleciało mi z pamięci, gdzie skryło się Zapomnienie, lecz to przecież teraz mało ważne. Gdy Szaleństwo liczyło: dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesiąt dziewięć, Miłość jeszcze nie zdołała znaleźć sobie odpowiedniej kryjówki. W ostatniej chwili odkryła jednak zagajnik dzikich róż i schowała się wśród ich krzaczków.

- Milion! - krzyknęło na końcu Szaleństwo i dziarsko zabrało się do szukania. Od razu, rzecz jasna, znalazło Lenistwo. Chwilę potem usłyszało Wiarę rozmawiającą w Niebie z Panem Bogiem. W ryku wulkanów wyczuło natomiast obecność Pasji i Pożądania. Następnie przez przypadek odnalazło Zazdrość, co szybko doprowadziło je do kryjówki Triumfu. Egoizmu nie trzeba było wcale szukać, gdyż jak z procy wyleciał ze swej kryjówki, kiedy okazało się, że się wpakował w sam środek gniazda dzikich os. trochę zmęczone szukaniem Szaleństwo przysiadło na chwilę nad stawkiem i w ten sposób znalazło Piękność. Jeszcze łatwiejsze okazało się odnalezienie Wątpliwości, która - niestety - nie potrafiła zdecydować się, z której strony płotu najlepiej się ukryć. W ten sposób wszyscy zostali znalezieni: Talent wśród świeżych ziół, Smutek – w przepastej jaskini, a Zapomnienie... cóż, już dawno zapomniało, że bawi się w chowanego. Do znalezienia pozostała już tylko Miłość. Szaleństwo zaglądało za każde drzewko, sprawdzało w każdym strumyczku, a nawet na szczytach gór, i już już miało się poddać, gdy odkryło niewielki różany zagajnik. Patykiem zaczęło rozgarniać gałązki... wtem wszyscy usłyszeli przeraźliwy okrzyk bólu. Stało się prawdziwe nieszczęście! Różane kolce zraniły Miłość w oczy. Szaleństwu zrobiło się niezmiernie przykro, zaczęło błagać Miłość o wybaczenie, aż w końcu poprzysięgło zostać przewodnikiem ślepej z jego winy przyjaciółki.

I to właśnie od tamtej pory, gdy po raz pierwszy bawiono się na Ziemi w chowanego, Miłość jest ślepa i zawsze towarzyszy jej Szaleństwo.

Donnerstag, 4. Februar 2010

Rodzinna pamiątka sprzed lat i ... nowina z ostatniej chwili:-)




© foto by Matys

Te butki to jedna z ważniejszych rodzinnych pamiątek, są w mojej rodzinie od blisko ćwierć wieku - Mama kupiła je bardzo prozaicznie, na zakładowej wycieczce do NRD w 1986 dla mojej wówczas kilkumiesięcznej siostrzyczki, bo w owych czasach takie cuda, z prawdziwej skórki, były nie do zdobycia w Polsce. Trzy lata później nosił je mój brat (nosił - to zbyt wiele powiedziane. Te butki są tak małe, że pasują na maksymalnie 4-miesięczne niemowlę, zakładane więc były tylko na tzw. "zadawanie szyku" w wózku, na spacerach, do kościoła i do szczepienia).
Potem buty powędrowały do siostry Mamy, ciotki Toli, gdzie nosiły je jej dzieci: Szymon i Ola. Gdy urodziła się moja pierwsza córka, ciotka te buciki dala mi, a wtedy - nie powiem - przyjęłam je bardzo skwapliwie - już od dawna miałam na nie chrapkę, bo marzyły mi się jako rodzinna pamiątka. Byłam szczęśliwa, że przez tyle lat, tyle dzieci - nie zniszczyły się. W kilka lat później urodziła się moja kolejna córka - Starszomłodsza, całkiem niedawno Najmłodsza, ale one już ich nie nosiły, bywały raptem przez nie założone do pamiątkowego zdjęcia, i wędrowały potem z powrotem na swoje miejsce w oszklonej witrynie.


A ta nowina? No tak, to rzeczywiście nowina dla nas wszystkich - spodziewam się kolejnego dziecka, ale to dopiero początek i przed nami jeszcze wiele miesięcy oczekiwania. Wiem o tym praktycznie od samego poczatku, jak tylko to się stało, teraz tylko upewniłam się u pewnego pana doktora. O tej wizycie niebawem trochę napiszę, bo zbulwersowała mnie bardzo, ale o tym innym razem. Niemniej muszę jednak stwierdzić, mimo, że to ogromne zaskoczenie dla mnie, to jednak pełnia się pewna wróżba sprzed lat ...


Butki będą czekać na kolejne dzieciątko w naszej rodzinie, a kiedy się urodzi - znów zrobimy w nich pamiątkowe zdjęcie do albumu rodzinnego ...